Każdy czytelnik posiada książkę, serie bądź autora, którego zapamiętam przez długi czas. Książka wyróżniała się fabułą, dobrym stylem, a seria skradła serce już po pierwszych stronach każdego tomu. Tak było i w moim przypadku. Na grupę Kasi trafiłam gdy wychodziła druga część trylogii "Koszmar Morfeusza". Postanowiłam odwiedzić księgarnie i zakupić pierwsze części, zakochałam się od razu. Uważałam, że nie są to książki na skale światową, ale Kasia pisze od serca dla milionów kobiet. Każda z nich kocha ją za emocje, intrygi i gorące sceny, których w jej książkach nie brakuje. Od zapoznania się z twórczością Kasi nazywam ją często wirtuozem wyznaczającym rytm seksualności oraz tajemniczości. Gra na uczuciach najpierw rozpalonych, jak ogień, a potem rozbija nas na miliony kawałków. Tym bardziej jestem wdzięczna jej za to, że dała mi szanse i miałam przyjemność napisać rekomendacje na skrzydełko tylnej okładki. 

"Klątwa przeznaczenia" to obszerna, wciągająca książka z gatunku fantasy, która na długi czas zapada w pamięć czytelnika. Liczy sobie około 800 stron, co nadaje jej miano prawdziwej "książkowej cegiełki". Ogromne gabaryty i trudność w trzymaniu nie przeszkadzały jednak by zagłębić się w treść świetnego debiutu. Chociaż nie było dane poznać mi w rzeczywistości obu autorek to z Moniką mogłam nie raz porozmawiać poprzez media społecznościowe. Obie emanują sympatią i dbałością o czytelników, dlatego też milej sięgało się po książkę, którą otrzymałam z ich rąk. Sama dziwie się sobie, że na mojej półce coraz częściej pojawiają się egzemplarze fantasy, po które kiedyś z całą pewnością bym nie sięgnęła.

"Czerwień jarzębin" to historia, która opowiada o braciach naznaczonych mroczną przeszłością. Ich losy łączą przyjaciółki kiedyś przebywające w szpitalu psychiatrycznym. Gdy wydaje się nam, że bieg zdarzeń rozkwita sielanką wszystko się zmienia, a przeszłość jeszcze nie raz da o sobie znać. Książka charakteryzuje się mieszanką wszelakich uczuć i brutalnych zdarzeń. Miłość pląta się z gniewem, a on z krwią i dramatycznymi wspomnieniami. 

Trudno mi przyznać, że to niestety już ostateczne pożegnanie z ukochanym Saintem i wspaniałą Rachel. Z wielką chęcią dowiedziałabym się, jak życie dla tej dwójki potoczy się dalej i choć w tej historii zostało powiedziane już wszystko, to osobiście  czuję ogromny niedosyt, a ostatnia część była tą najbardziej przewidującą. 

Gdy na mojej skrzynce pocztowej znalazłam najpierw propozycje zrecenzowania "Kirkhammer", a następnie objęcia patronatem byłam sceptycznie nastawiona. Tytuł i okładka wywoływały sprzeczne emocje z obawy o treść, która okazała się zaskakująca i jakże porywająca. Wojciech Karolak z całą pewnością może rzec o sobie "Debiutant z krwi i kości posiadający na koncie dobrą książkę". 
Sięgasz po książkę liczącą sobie ponad siedemset stron, która dodatkowo jest drugim tomem i zastanawiasz się, czy autor aby na pewno sprostał zadaniu zaciekawienia czytelnika? Sama twarda oprawa i okłada wprowadza cie w zachwyt, a co z resztą? Czy treść choć w drobny sposób dorównuje części graficznej?

Maj był miesiącem intensywnej pracy, przez pierwszą połowę zmagałam się z maturami, które zakończyły się ustnymi egzaminami, jakie zdałam pomyślnie. Kolejne dni przyniosły nowe współprace i szereg blogerskich znajomości. Całość dopełnił pierwszy Molinkowy patronat i wiele książkowych nowości. Dostałam również propozycję zostania ambasadorką oraz napisanie kolejnej rekomendacji.